wtorek, 10 grudnia 2013

8.

- Cholera! - poderwał się z łóżka - Ala! Zaspaliśmy!
- Co? - gwałtownie wybudzona ze snu Ala spojrzała na ukochanego mętnym jeszcze wzrokiem.
- Zaspaliśmy. Za pięć minut zaczynamy dyżur. PIĘĆ minut - zaakcentował.
- Pięknie! - usiadła na łóżku, owijając się kołdrą - Nie dość, że przedłużyliśmy sobie wolne to jeszcze się spóźnimy. Ojciec nas udusi. - wstała i zabierając z szafy ubrania poszła do łazienki.
- Zrobię kawę - zawołał w stronę drzwi od łazienki.
Po upływie kilku minut Szymańska weszła do kuchni, gdzie Keller czekał na nią z ciepłymi tostami i kubkami parującej kawy.
- Smacznego - wypił kilka łyków gorącego napoju i wyszedł do łazienki. Chwilę później wrócił do pomieszczenia ubrany w ciemne jeansy i niebieski T-shirt.
- Lecimy? - spojrzała na mężczyznę, zakładając sobie za ucho niesforny kosmyk włosów.
- Chodź - chwycił dłoń kobiety i pociągnął ją w stronę wyjścia.

***

- Ponad godzina spóźnienia. - spojrzała na zegarek kiedy wchodzili do szpitalnej windy. - Ojciec nas udusi. A o następnym wolnym możemy tylko pomarzyć. Maks, jeszcze nigdy nie spóźniłam się do pracy - dramatyzowała.
- Kochanie - wyraźnie rozbawiony przyciągnął narzeczoną na minimalną odległość. Wykorzystał fakt, że są w windzie zupełnie sami i zamknął jej usta pocałunkiem. Momentalnie delikatna pieszczota przerodziła się w namiętny pocałunek. Zajęci sobą nie zauważyli kiedy winda się zatrzymała i otworzyły się drzwi.
- Ekhm... - Leon, który stał przed windą, dał znać zakochanym o swojej obecności, a oni momentalnie odsunęli się od siebie.
- Tato, przepraszamy, ale... - zanim Jasiński zdążył się odezwać Ala zaczęła swoje wyjaśnienia. - Zaspaliśmy.
- Zaspaliście? Co wyście w nocy robili?! - zapytał przyglądając im się uważniej.
- To wszystko przez Maksa! - rumieniąc się, wskazała palcem na mężczyznę, który ją obejmował.
- O nie, nie! - wypuścił ją ze swoich objęć kręcąc przecząco głową. - A kto chciał, żebym udowadniał?!
- Że niby ja? - udała, że nie wie o czym mówi.
- A nie? Mam Ci przypomnieć... - zupełnie nie zwracając uwagi na Leona zaczęli się kłócić, ale kłócić w ten charakterystyczny dla nich sposób - kochany, uroczy i zabawny.
- Ale to Ty nie nastawiłeś budzika.
- Niby jak miałem to zrobić, kiedy Ty...
- Dzieeeci - przysłuchujący się ich wymianie zdań Jasiński, w końcu postanowił zrobić z nimi porządek. - Dosyć tego. Do pracy. Wystarczająco już się spóźniliście. Chodźcie, przedstawię Wam kogoś. Zakochani posłali sobie promienne uśmiechy i splatając swoje dłonie ruszyli za Leonem.

***

- Panie ordynatorze - podbiegła do niego niewysoka, młodziutka blondynka. - Przepraszam, że przeszkadzam - przeniosła spojrzenie na Maksa i Alę - Ale..
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się do niej delikatnie - Właśnie pani szukałem. To jest moja córka - wskazała na kobietę - Alicja Szymańska.
- Witam - Szymańska z promiennym uśmiechem podała dłoń młodej dziewczynie.
- I jej narzeczony Maks Keller.
- Maks Keller. - uścisnął jej dłoń.
- Dominika Dąbrowska. Miło mi. - spojrzała prosto w oczy Kellera i uśmiechnęła się zalotnie.
- Pani Dąbrowska od jutra rozpoczyna u nas praktyki. Maks? - spojrzał na przyszłego zięcia. - Mógłbyś zapoznać Panią z jej obowiązkami?
- Tak, oczywiście.
- Cieszę się - rozradowana tym faktem dziewczyna, zbliżyła się do mężczyzny. - To od czego zaczynamy?
- Na razie - objął ramieniem Alicję - musimy iść się przebrać. A później mam dwie operacje. Porozmawiamy jutro. O 14 zaczynam dyżur, więc o 13?
- Będę czekać w bufecie. - jeszcze raz uśmiechnęła się zalotnie.
- Chodźmy - splótł swoje dłonie z dłońmi Szymańskiej i poprowadził ją w stronę szatni.

***

Właśnie wychodził z bloku operacyjnego kiedy podbiegła do niego Dominika.
- Przepraszam, ja wiem, że mieliśmy porozmawiać jutro, ale...
- Nie mogę teraz. - próbował wyminąć dziewczynę, jednak ona uparcie podążała za chirurgiem.
- Ale Panie....
- Alicja! - zawołał w kierunku idącej korytarzem narzeczonej, ignorując tym samym praktykantkę. - Masz chwilę? - zbliżył się na minimalną odległość do kobiety i założył za ucho niesforny kosmyk opadający na twarz Szymańskiej. - Stęskniłem się. - wyszeptał wprost do jej ucha, wywołując tym samym rumieniec na jej policzkach.
- Panie doktorze - młodziutka praktykantka uparcie próbowała zwrócić na siebie uwagę Kellera.
- Pani Dominiko. - spojrzał na dziewczynę - Nie teraz. - powiedział stanowczo.
- Dla przyjaciół Domi - uśmiechnęła się nie zwracając uwagi na to, że Keller zaczyna tracić cierpliwość.
- Nie będę Wam przeszkadzać - Szymańska wyminęła dziewczynę i podążyła wzdłuż korytarza.
- Alicja, zaczekaj. - nie zwracając uwagi na Dąbrowską, podążył za oddalającą się Szymańską. - Ala. - złapał ją za łokieć. - Chodź, mam niespodziankę.
- Spieszę się. - uwolniła swoją rękę z ścisku mężczyzny i skręciła do pokoju lekarskiego.
- Kochanie... - podszedł do niej i kładąc dłonie na jej biodrach, wtulił twarz w jej włosy.
- Maks - do pomieszczenia weszła Sylwia - Jesteś potrzebny na SORze. To pilne.
- Idę - musnął policzek Szymańskiej - Porozmawiamy później.

***

- Nie podoba mi się ta Dominika - odezwała się od razu, kiedy tylko wrócili do domu.
- Co? - zdziwiony spojrzał na Szymańską. Nigdy nie oceniała nikogo po pierwszym spotkaniu, nie znając go dobrze. A Dominika - ona wydawała się być sympatyczną dziewczyną. - Widziałam jak na Ciebie patrzyła!
- Proszę Cię Alicja, o czym Ty mówisz?
- Gapiła się na Ciebie cały czas! Pożerała Cię swoim wzrokiem. I jeszcze ten słodki głosik... "Dla przyjaciół - Domi". No proszę Cię. Co to miało być?!
- Kochanie, Ty jesteś zazdrosna! - widocznie rozbawiony musnął jej usta.
- Nie jestem! - skrzyżowała ręce na piersiach - A w zasadzie to czemu mam nie być? Tak! Jestem zazdrosna. - I nie chcę żebyś z nią pracował. - dodała po chwili.
- Wariatka!
- Burak!
- Kocham Cię. I nikt, nawet "pożerająca mnie wzrokiem" - zacytował słowa ukochanej - Dominika tego nie zmieni. - rozbawiony przygryzł jej dolną wargę, a następnie obdarzył ją czułym pocałunkiem. - Zrobię coś na obiad, a Ty...
- A ja Ci pomogę - weszła mu w słowo. Uwielbiała z nim gotować, uwielbiała patrzeć jak z wielką przyjemnością krząta się przy kuchennych blatach. - To co robimy?
- ... - zanim cokolwiek odpowiedział zajrzał do lodówki sprawdzając, jakie produkty się tam znajdują. - Wychodzimy. - odparł po chwili.
- Ale dokąd? - zdziwiona spojrzała na ciągnącego ją do wyjścia Maksa.
- Zobaczysz.


"Lubię kiedy jesteś o mnie zazdrosna, bo wtedy wiem,
że naprawdę Ci na mnie zależy."


czwartek, 31 października 2013

7.

- Chodźmy na plażę - odezwała się i spojrzała w kierunku wychodzącego na balkon Maksa.
- Chyba mam lepszy pomysł - położył dłonie na jej biodrach uśmiechając się łobuzersko
- Maks! - zdjęła ze swoich bioder jego dłonie i odwracając się w kierunku plaży. - Za parę godzin jedziemy, chcę się nacieszyć widokami.
- Krótki spacer i wracamy.
- ... - demonstracyjnie kiwnęła głową, uśmiechając się przy tym.
- Chodźmy - chwycił jej dłonie i splatając ze swoimi palcami pociągnął w stronę wyjścia.


***

Stała przy brzegu morza, chłodne fale uderzały o jej buty, jednak jej to zupełnie nie przeszkadzało. Wpatrywała się w wędrujące po morzu fale, chcąc nacieszyć się pięknem miejsca, Maks, do którego zadzwonił Jivan odszedł nieco dalej. Parę minut później zakończył rozmowę i wkładając telefon do kieszeni powoli podszedł do Ali. Ostrożne, tak by nie zauważyła zbliżył się na minimalną odległość. Kładąc dłonie na jej biodrach, złożył pocałunek na jej szyi. Skrzyżowane do tej pory na brzuchu ręce przeniosła na dłonie Kellera, jednocześnie przechylając twarz i poddając się jego pieszczotom. Odwrócił ją przodem do siebie i porywając ją na ręce zaczął się kręcić w kółko.
- Maks! - łapiąc go za szyję, wtuliła się w niego z całej siły - Wariacie! Puść mnie, sły...
- ... - zamykając jej usta pocałunkiem, nie pozwolił jej dokończyć. Składał na jej ustach delikatne pocałunki ciągle kręcąc się z nią w kółko, aż w końcu oboje upadli na chłodny, suchy piasek. Wybuchając przy tym śmiechem.
- Ałaaaa - gładząc swoje plecy i powstrzymując śmiech, obróciła się w taki sposób, aby móc usiąść na leżącym obok niej mężczyźnie. - Kocham Cię - pochyliła się nad nim i całując go delikatnie. Oddał pocałunek przyciągając ją do siebie. Pieszczota z każdą chwilą stawała się coraz bardziej namiętna i zachłanna. Nie przerywając czułych muśnięć, wykonał jeden, zdecydowany ruch i teraz to Ala leżała na piasku, a on unosił się tuż nad jej ciałem. Oderwała się od niego i odsunęła na minimalną odległość. Oparła swoje czoło o jego czoło i przysunęła swój nosek, do jego nosa. Byli tak blisko, ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
- Kocham Cię - wyszeptał tylko.
- Udowodnij. -  Dostrzegł w jej oczach radośnie skaczące iskierki, które mówiły tylko jedno - pragnęła go, tu i teraz. Skromna i grzeczna doktor Szymańska przy nim stawała się niegrzeczną Alicją, jego Wariatką.
- Wariatka! Udowodnię Ci dziś wieczorem, w domu - wyszeptał wprost do jej ucha, następnie muskając przelotnie jej usta. Ona zatrzymała go przy sobie na dłużej.


"Póki radość jest w nas
Słońca dłoń gładzi twarz
Warto żyć, warto śnić, warto być
Póki wciąż śpiewa ptak
Rzeka ma źródła smak
Warto śmiać, cieszyć się
Warto kochać

Gdzieś w każdym z nas
Jest dziecka ślad
Małe szczęścia
I ich smak"

***

Wracając do pokoju wstąpili na krótkie zakupy, a następnie do restauracji na szybki obiad. W pokoju byli parę minut po 16. W ciągu kilkunastu minut zebrali wszystkie swoje rzeczy z pokoju. Upewniając się jeszcze, że nic nie zostało, zamknęli pokój i udali się do recepcji, gdzie zostawili kluczyć i pożegnali się z personelem. Chwilę później razem, trzymając się za ręce, ruszyli w kierunku jego samochodu stojącego na pobliskim parkingu. Włożyli do bagażnika torby i odjechali. Droga powrotna minęła im bardzo szybko. Przez znaczną cześć trasy rozmawiali, śmiali się, przedrzeźniali - tak jak to mieli w zwyczaju. Dochodziła 19 kiedy zaparkował ciemnym autem pod swoim domem. Spojrzał na Alicję, która próbowała odszukać w swojej torebce klucze od mieszkania. 
- Wracajmy do Sopotu. Tam było tak..
- Pięknie. - na wspomnienie tych kilku dni uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Maks... Dziękuję. - zbliżyła się do niego i musnęła jego usta. - Ten wyjazd... tam, przy Tobie zapomniałam...
- Kochanie, nie wracajmy do tego co było. Nie teraz. Teraz... - otworzył drzwi i wysiadł z auta. Okrążył pojazd i otworzył drzwi od strony Szymańskiej. - Teraz to chyba muszę spełnić swoją obietnicę. - chwytając dłoń Alicji, pomógł jej wysiąść z auta. - Kocham Cię. - wyszeptał jej wprost do jej ust. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć zamknął jej usta pocałunkiem. Oderwał się od niej dopiero po chwili i zamykając pospiesznie auto pociągnął ją w stronę domu.


***

Całowali się namiętnie przekraczając próg mieszkania. Oplotła rękami jego szyję i gładziła dłońmi po jego ciemnych włosach. Przemierzając niewielki korytarz zrzucił z jej ramion płaszczyk, po czym sprawnym ruchem pozbył się swojej marynarki. Z każdym kolejnym krokiem ich oddechy stawały się coraz szybsze i płytsze. Nie przerywając pocałunków weszli na górę, niekiedy potykając się o stopnie. Jego silne dłonie wędrowały po sylwetce jej zmysłowego ciała. Będąc cały czas w swoich objęciach zrobili kilka kroków w stronę dużego łóżka. Odrywając się od jej ust zszedł pocałunkami na jej szyję. Pochyliła głowę na bok poddając się pieszczocie. Jego dłonie błądzące po jej ciele zawędrowały w okolice jej dekoltu. Powoli, guziczek po guziczku rozpiął jej bluzeczkę, którą zarzucił lekko do tyłu. Ponownie zaczął pieścić ustami jej delikatne ciało. Uśmiechnęła się pod wpływem pieszczoty, a jej dłonie powędrowały w okolice jego torsu. Wsunęła dłonie pod koszulkę, którą miał na sobie, podciągając ją do góry. Przerwał pocałunki i sprawnym ruchem pozbył się górnej części garderoby. Zarzucając dłonie na jego szyję, zachłannie zatopiła się w jego ustach. Po chwili będąc w swoich objęciach skierowali się w stronę dużego łóżka. Potykając się o porozrzucane na podłodze części garderoby, wreszcie znaleźli się przy meblu. Nie przerywając pieszczot porwał ją w ramiona i delikatnie położył na aksamitnej pościeli. Opierając się na rękach "zawisł" tuż nad jej twarzą, spoglądając w jej czekoladowe tęczówki. Figlarnie skaczące w nich iskierki wywołały na jego twarzy uśmiech. Nie czekała na kolejny gest z jego strony. Przygryzła zalotnie dolną wargę i chwytając w dłonie jego twarz i zdecydowanie przyciągnęła go do siebie.
- Kocham Cię - wyszeptała wprost do jego ust, po czym zatopiła się w ich aksamicie.
- Kocham Cię - Przerwał pocałunek i zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej. Odchyliła głowę na bok, pozwalając mu błądzić pocałunkami na swojej szyi, a sama zaczęła gładzić delikatnie jego plecy. Uśmiechnęła się promiennie czując ciepło jego ust w okolicy dekoltu. Kiedy ścieżka pocałunków zaczęła schodzić jeszcze niżej, wykrzywiła się delikatnie, a jej ciało przeszył przyjemny dreszcz. W końcu oderwał usta od jej aksamitnego ciała i wrócił pocałunkami do jej ust. Przywierając do niego, przyciągnęła go do siebie tak, że między nimi nie było wolnej przestrzeni.
Tej nocy uczucie ponownie wzięło górę. Spędzili kolejne upojne chwile, ciesząc się sobą i swoją miłością.


"Miłość nie jest wtedy, gdy się komuś mówi, że się go kocha.
Miłość to taka iskierka w oczach, która sprawia, 
że świat wygląda zupełnie inaczej,
słowa dotykają bardziej, 
a pocałunki za każdym razem smakują tak, 
jakby to był pierwszy raz."

czwartek, 24 października 2013

6.

Do hotelowego pokoiku wpadły ostatnie promienie słońca. Leżeli w łóżku wśród skotłowanej, białej pościeli. Żadne z nich nie spało. Wtuleni w swoje ramiona wsłuchiwali się w miarowe bicie swoich serc. Alicja wskazującym palcem kreśliła na jego nagim torsie serduszka, uśmiechając się przy tym promiennie. On nieprzerwanie gładząc jej ramię, muskał co chwilę jej włosy.
- Jesteś cudowna. - wyszeptał. - Kocham Cię.
- ... - przekręciła głowę tak, by móc spojrzeć mu w oczy - Ja Ciebie też kocham. -
- Jestem cholernym farciarzem.
- Tak? A to dlaczego? - zalotnie przygryzła dolną wargę.
- Bo jesteś moja. I... pokazałaś mi moją krainę czarów. - założył jej za ucho niesforny kosmyk włosów, opadający na jej twarz.
- ... - w odpowiedzi zbliżyła swoją twarz do jego twarzy i z czułością musnęła jego usta. Odwzajemnił pieszczotę, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zachłanna i namiętna. Dłonie Kellera, które do tej pory spoczywały na ramieniu Szymańskiej zaczęły błądzić na jej nagich plecach rozkoszując się aksamitem jej skóry. Oderwał się na chwilę od jej ust i jednym zdecydowanym ruchem przekręcił się tak, że znalazła się pod nim. Na krótką chwilę ponownie zatopił się w jej ustach, schodząc pocałunkami wzdłuż jej szyi. Każdy dotyk Kellera powodował, że jej ciało przeszywał delikatny, przyjemny dreszcz. Uwielbiał to, że tak na nią działa.
- Mmmmm - odsunęła się niechętnie od niego słysząc uporczywie dzwoniący telefon. - Maks - odsunęła go od siebie. Siadając na łóżku, sięgnęła po dzwoniące urządzenie.
- Ej... Zostaw, zostaw - złapał ją za rękę i ponownie przyciągnął do siebie.
- Maks. To może być coś ważnego. - musnęła przelotnie jego usta i odebrała połączenie. - Cześć tato - odezwała się radosnym głosem.
- ALA dziecko! Gdzie Wy jesteście?! Od godziny próbujemy się z Beatą do Was dodzwonić! Mieliście już dawno u nas być! Martwiliśmy się! - wyraźnie zdenerwowany Leon zasypał ją pytaniami.
- Przepraszam, tato... przepraszam... Byliśmy z Maksem na spacerze, potem... Zapomniałam zadzwonić... - roześmiała się czując jak Keller zaczyna tworzyć ścieżkę pocałunków na jej nagim ramieniu.
- Ala, co się tam dzieje?
- Nic! - odpowiedziała szybko i odsuwając ukochanego wyszeptała - Maaaks, nie teraz.
- Kiedy wracacie?
- Jutro, z samego... - nie dokończyła gdyż Keller zabrał z jej dłoni telefon.
- Leon? Cześć. Słuchaj, da się nam wcisnąć jutro wolne?
- No.. Dobra. Ale po jutrze oboje przychodzicie na poranny dyżur. - zgodził się od razu. Słysząc chwilę wcześniej w słuchawce roześmiany, radosny głos córki, nie potrafił odmówić Kellerowi. - I bez żadnych numerów. Przed obchodem meldujecie się u mnie.
- Tak jest szefie - roześmiał się i zakończył rozmowę.
- Ale jak to wolne? Maaaks?
- Nie podoba Ci się tutaj? - zapytał przyciągając ją do siebie.
- Jest cudownie. - przymknęła oczy i wtuliła się w tors Kellera
- To nie marudź. Muszę się Tobą nacieszyć. W Toruniu nie będzie tak miło - zaczną się dyżury...
- No doooooobra. - przygryzła zalotnie dolną wargę, po czym zamknęła jego usta pocałunkiem, oplatając jednocześnie nogami jego biodra. Jego dłoń, która do tej pory czule gładziła jej ramię stopniowo zaczęła schodzić coraz niżej, by po chwili znaleźć się na jej udzie.
- Kocham... Cię... - szeptał wprost do jej ust, między kolejnymi pocałunkami. - kocham... - Przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, tak by nie dzieliły ich nawet milimetry wolnej przestrzeni. Ciesząc się sobą, swoją bliskością, a gdy po jakimś czasie nasycili sobą swoje zmysły, znowu budziło się w nich pożądanie, z którym nie chcieli i nie potrafili walczyć
.

"Kocham cię kochanie moje

Kocham cię, a kochanie moje
To polana w leśnym gąszczu schowana
Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To sad wiosenny, rozgrzany i senny
Kocham cię kochanie moje
To rozstania i powroty
I nagle dzwony dzwonią
I ciało mi płonie
Kocham cię"

***


Obudził się pod wpływem promyków słońca skaczących po jego twarzy. Uśmiechnął się mimowolnie czując na swoim nagim torsie ciężar. Świadomość tego, że jest tutaj z nim, że jest jego sprawiała, że czuł się najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Odwrócił głowę tak, by móc na nią spojrzeć. Spała tak spokojnie, a jej policzki oblewały delikatne rumieńce. Mógłby patrzeć na nią godzinami. Poleżał tak jeszcze chwilę, po czym delikatnie, tak, żeby jej nie obudzić przełożył jej głowę na poduszkę. Wśród porozrzucanych na podłodze części garderoby odszukał te, należące do niego. Sprawnie się ubrał i chwilę później wyszedł z pokoju. Zszedł do recepcji, gdzie zamówił śniadanie, a następnie wyszedł z pensjonatu.
Wrócił chwilę później niosąc w dłoniach czerwoną różę. Odebrał przygotowane śniadanie i podążył w stronę pokoju. Tak jak się spodziewał Ala nadal spala. Tacę, którą trzymał w dłoniach odstawił na nocny stoliczek i zabierając z niej położoną wcześniej różę usiadł na brzegu łóżka, tuż obok śpiącej kobiety. Przyłożył aksamitne płatki róży do jej nagiego ramienia, gładząc je po całej długości. Pod wpływem subtelnego dotyku, delikatnie zamruczała. Poprowadził płatki wzdłuż jej szyi, a następnie zatrzymał się na lekko zarumienionym policzku. Muskał go delikatnie przez chwilę, wywołując tym samym rozkoszny uśmiech na jej twarzy, nie spała, jednak dalej miała przymknięte oczy. Zbliżył różę do jej ust, przesuwając płatkami to jej wargach. Rozchyliła je delikatnie z nadzieją, że za chwilę poczuje ciepło jego ust. Widział doskonale, że czeka pieszczotę, ale zamiast obdarować ją wyczekiwaną pieszczotą, nadal muskał jej usta płatkami róży. Zniecierpliwiona otworzyła zaspane oczy.
- Dzień dobry Kochanie - dopiero teraz zbliżył się do niej i pocałował ją czule w usta.
- Mmmm... Bardzo dobry - wymruczała lekko ochrypłym od snu głosem.
- Jak się spało? - spytał z uśmiechem na ustach, który ona po chwili odwzajemniła.
- Krótko. - odpowiedziała od razu.
- Żałujesz? - zapytał, obserwując skaczące w jej oczach iskierki.
- Nieeee. - odparła przygryzając dolną wargę.
- ... - w odpowiedzi uśmiechnął się zadziornie. Przelotnie musnął jej usta i sięgnął po tacę ze śniadaniem. - Przygotowałem śniadanko. - poczekał aż usiądzie i położył tackę na jej nogach. Zjedli karmiąc się wzajemnie, sprawiając sobie tym mnóstwo radości.
- Maaaaaks - odsunęła go od siebie - Popatrz jak nakruszyliśmy - dodała, otrzepując się z okruszków.
- Aż tak Ci to przeszkadza? -ponownie zbliżył się do niej, i zaczął tworzyć ścieżkę pocałunków na jej szyi. Poddała się pieszczocie, przechylając głowę do boku, śmiejąc się przy tym tak radośnie. Dopiero po chwili opamiętała się i przerwała jego pieszczoty.
- Maaakssss. - ujęła jego twarz w swoje dłonie - Czy my nie powinniśmy iść na plażę?
- Pięć minut nas nie zbawi.
- Pięć minut? - dopytała rozbawiona i złożyła pocałunek na jego ustach.
- Może być i dziesięć - przygryzł jej dolną wargę.
- Wariat... Zboczeniec... - mówiła między kolejnymi pocałunkami, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne.



"Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To oczy twoje we mnie wpatrzone
Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To tęsknota nieskończona
Kocham cię a kochanie moje
To rozstania i powroty
I nagle dzwony dzwonią
I ciało mi płonie
Kocham cię


Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To przypominanie pierwszej pieszczoty
Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To noce z miłości bezsenne


Kocham cię kochanie moje
To rozstania i powroty
I nagle dzwony dzwonią
I ciało mi płonie
Kocham cię"

poniedziałek, 7 października 2013

5.

Witajcie ;)
Chciałabym Was przeprosić. Nie było mnie tak dłuuugo. :/

Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że przez tydzień praktyki, podczas których nie było czasu na nic. Potem pierwszy tydzień studiów - który był raczej odpoczynkiem po praktykach, niż ciężką pracą. Co prawda wieczorami próbowałam coś napisać, ale szło tak strasznie opornie...
No, ale w końcu się udało i kolejna część już dziś.
Zapraszam :)

***

- Chodź - odsunął się delikatnie od niej. - Wracamy - wstał i podając Alicji swoją dłoń pomógł jej wstać.
- Wracamy - przytaknęła i przysunęła się do niego na minimalną odległość, muskając delikatnie jego usta – Dziękuję - wyszeptała.
- ... - odwzajemnił pieszczotę po czym obejmując ją ramieniem poprowadził w stronę pensjonatu.

***

Niespełna dziesięć minut później leżeli w swoich ramionach. Mimo tak wczesnej pory żadne z nich nie mogło zasnąć. Ala z głową oparta na nagim torsie Kellera wsłuchiwała się w miarowe bicie jego serca. Maks gładząc opuszkami palców po delikatnym ramieniu Szymańskiej. Oboje zatraceni w swoich myślach.
O czym myśleli? Zapewne o tym samym. O tym jak teraz będzie wyglądało ich życie. W końcu od dwóch dni byli zaręczeni, ale przez wydarzenia z tamtej nocy w ogóle o tym nie myśleli. Nie w ten sposób.
- Maks? - wyszeptała
- Hmm?
- Co teraz będzie? Zaraz wracany bo Torunia.
- Jak będzie? Przeprowadzisz się do mnie, będę robił dla Ciebie śniadanka... I nie tylko śniadanka...
- A co z...
- Nic. Dla mnie przestał istnieć. Tylko mama... Nie pozwolę jej z nim zostać.
- Ale co zamierzasz?
- Nie mówmy teraz o tym. - musnął jej włosy, jeszcze mocniej otulając ją ramieniem. Gładził dłonią jej ramię, aż w końcu zasnęła. On sam nie potrafił zasnąć ciągle myślał o matce. Nie mógł pozwolić na to, żeby została z Gustawem. Obawiał się najgorszego - przez te wszystkie lata ten drań krzywdził jego matkę. Krzywdził, a on nic z tym nie zrobił, nic nie zauważył. Teraz kiedy już wszystko wie nie odpuści. Nie daruje Gustawowi, zrobi wszystko, żeby zapłacił za to co robił.

***

Kilka godzin później obudziła się pod wpływem wędrujących po jej policzkach promieni słońca. Od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech. Uwielbiała budzić się czując jego dłonie obejmujące ją w pasie. Spojrzała na Maksa. Spał. I wyglądał przy tym tak uroczo, bezbronnie. Zupełnie jak mały chłopiec. Nie mogąc się powstrzymać zbliżyła swoją dłoń do jego twarzy i przykładając ją do jego policzka, pogładziła go delikatnie. Instynktownie wtulił twarz w jej dłoń, uśmiechając się przy tym. Kochała go takiego. Zawsze bez względu na okoliczności był przy niej, wspierał i nigdy nie pozwolił zwątpić w to, że ją kocha. Był taki czuły, opiekuńczy. Był najcudowniejszym mężczyzną na świecie. Był jej. Tylko jej. A ona była największą szczęściarą. Przy nim czuła się naprawdę wyjątkowa, czuła, że może wszystko. Spędziła tak jeszcze chwilę, po czym sięgnęła po telefon i wystukując numer recepcji zamówiła śniadanie do pokoju. Odłożyła słuchawkę i ponownie odwróciła się do ukochanego. Oparła się na łokciu, jednocześnie kładąc drugą dłoń na jego torsie.
- Mmmm... - wymruczał - Nie śpisz już? - zapytał lekko ochrypły od snu głosem, przyciągając ją do siebie i czule muskając jej usta.
- Niedawno wstałam - odezwała się po chwili. - Słodko wyglądasz kiedy śpisz.
- JA?! - zapytał rozbawiony - Nie jestem słodki.
- Ale jesteś. - równie rozbawiona przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Nie, nie jestem.
- Jesteś!
- Przestań, proszę Cię.
- Ale to jest cudowne.
- Cudowna to jesteś Ty. - musnął jej czoło.

***

- To co robimy? - zapytała dopijając kawę.
- Zabieram Cię na krótki spacer. Potem obiad i wracamy? - zabrał z łóżka tacę, na której wcześniej znajdowało się śniadanie.
- Musimy?
- Musimy. - odpowiedział, zakładając bluzę. - Jutro mamy popołudniowy dyżur. Dobra. Zbieraj się. Raz, dwa.
- Ale... tutaj mi taaaak dobrze.
- Alicja, proszę Cię. Bo pójdę bez Ciebie.
- No dooooobra. Daj mi pięć minut.

***

- To powiesz mi gdzie idziemy? - zapytała, kiedy złapał ją za rękę prowadząc w nieznanym jej kierunku.
- W takie jedno miejsce...
- Maaks! - szturchnęła go łokciem w bok.
- No co? Nie lubisz niespodzianek?
- Twoje? Uwielbiam.
- No to chodź. - musnął przelotnie policzek Szymańskiej i poprowadził ją w odpowiednim kierunku.

***

- To jest ta Twoja niespodzianka?
- Nie podoba Ci się?
- Podoba, tylkoooo...
- Co?
- Myślałam, że stać Cię na więcej.
- No wiesz?! - wypuścił jej dłoń i skrzyżował swoje dłonie, udając obrażonego.
- Żartowałam! - musnęła policzek narzeczonego - Jest pięknie. - spojrzała na ciągnące się przed nimi sopockie molo. - Dziękuję.
- ... - uśmiechnął się szeroko i pociągnął ją za rękę - Idziemy.
Szli wolnym krokiem, trzymając się za ręce. Co chwila zerkali na siebie, wymieniając się promiennymi uśmiechami. W każdym ich spojrzeniu, geście widać było miłość. Tak wielką i nieopisaną. Taką, która zdarza się tylko raz w życiu.

"Miłość po prostu jest.
Bez definicji.
Kochaj i nie żądaj zbyt wiele.
Po prostu kochaj."

Wrócili do pokoju, gdzie Maks zaraz zabrał się za zbieranie ich rzeczy, a Ala postanowiła wziąć jeszcze szybki prysznic. Mieli jeszcze chwilę czasu do wyjazdu. Nie musieli się spieszyć. Dyżur w szpitalu mieli dopiero jutro, a trasa powrotna nie powinna zająć im więcej niż dwie godziny.
Niespełna dziesięć minut później wyszła z łazienki owinięta jedynie krótkim, sięgającym do połowy ud ręcznikiem, a spadające z mokrych włosów krople wody tworzyły na jej nagich ramionach wąskie, wilgotne ścieżki. Słysząc, że Maks siedzący w fotelu rozmawia przez telefon przystanęła na chwilę w progu.
- Tak... Nie, Leon proszę Cię, już coraz lepiej... Zadzwonimy. Tak, od razu jak zajedziemy. Tak, wiem. Będę uważał. - powoli, cichutko ruszyła w kierunku Kellera. Choć był zwrócony do niej tyłem po tonie jego głosu wywnioskowała, że się uśmiecha. - Wieeem. Cześć.
Kiedy była tuż za nim pochyliła się do przodu i kładąc dłonie na jego ramionach od razu zjechała nimi na jego klatkę piersiową. On bezbłędnie rozpoznał jej dłonie, a na jego twarzy od razu zagościł uśmiech, który poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy poczuł jak wtula swoją twarz w jego policzek.
- Mmmm... - wymruczał. - Już wróciłaś? Szybko...
- Mhm... - musnęła jego policzek. Nie odrywając dłoni od jego torsu zrobiła kilka kroków i usiadła na jego kolanach. On instynktownie położył swoje dłonie na jej biodrach. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Ujęła w dłonie jego twarz i delikatnie musnęła jego usta. Oddał pieszczotę, chłonąc słodycz jej ust. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny, zachłanny. Ręce Maksa, które do tej pory spoczywały na jej biodrach zaczęły wędrować ku górze, chowając się pod ręcznikiem, który miała na sobie. Dłonie Ali, które do tej pory cały czas czule otulały jego twarz powędrowały nieco niżej, zatrzymując się na jego torsie. Nie przerywając pocałunków zaczęła swoimi sprawnymi palcami rozpinać guziczki koszuli. Szybko rozpięła pierwsze dwa i wsunęła swoją dłoń pod materiał, chciała poczuć jego ciało, jego aksamitną skórę, którą tak kochała.
- Mmmm - przerwał pocałunki, odsuwając się na minimalną odległość - Ala... Jesteś pewna? - z troską spojrzał jej głęboko w oczy. Pragnął jej, ale nie chciał, żeby robiła coś wbrew sobie.
- ... - uśmiechnęła się tylko tak, jak uśmiechała się tylko do niego, a w jej oczach dostrzegł skaczące iskierki. Przytaknęła i ponownie zatopiła się w słodyczy jego ust. - Kocham Cię - wyszeptała między kolejnymi pocałunkami. Dłonie, które do tej pory błądziły pod jego koszulą powróciły do rozpinania kolejnych guziczków. Kiedy uporała się ze wszystkim guziczkami rozsunęła materiał na boki i odrywając się od jego ust zaczęła schodzić pocałunkami nieco niżej. Poczuł jak jego ciało przeszywa przyjemny dreszcz. Odsunął ją delikatnie od siebie odnajdując swoimi ustami jej delikatne wargi powrócił do słodkich pieszczot. Przytrzymał delikatnie jej dłonie i wstał z fotela. Nie przerywając pocałunków odnalazł dłońmi splot ręcznika i sprawnym ruchem go rozwiązał, efektem czego ręcznik bezszelestnie opadł na podłogę odsłaniając kobiece kształty Szymańskiej. Zszedł pocałunkami na jej szyję, tworząc ścieżkę pocałunków prowadzącą nieco niżej, w okolice jej dekoltu. Czując jak jej ciało przeszywa przyjemny dreszcz kontynuował wracając pocałunkami na jej szyję. Dłonie Alicji, które do tej pory spoczywały na ramionach Maksa zaczęły schodzić nieco niżej zsuwając tym samym koszulę z jego ramion. Chwilę później ten jakże zbędny element garderoby wylądował na podłodze, tuż koło ręcznika. Nieprzerwanie muskając jej ciało porwał ją w ramiona, żeby po kilku krokach delikatnie położyć ją na łóżku. W pośpiechu rozpiął guziczek spodni, które wraz z bokserkami osunęły się na podłogę. Pochylił się nad Szymańską, tak, że dzieliły ich milimetry. Spojrzał jej w oczy, a widząc te wesoło skaczące w nich iskierki zdecydowanie zatopił się w jej ustach, chłonąc ich słodycz. Jej dłonie powędrowały na tors Kellera, zatrzymując się tam tylko na chwilę. Odszukała wolną przestrzeń pod ramionami i tam wsunęła swoje dłonie, które teraz mogły swobodnie błądzić na jego plecach. Uśmiechał się pod wpływem jej pieszczot, co wyraźnie wyczuwała. Obydwoje czerpali ogromną przyjemność z wzajemnego dotyku. W końcu jednak zdecydowanie i znacząco przyciągnęła go do siebie, a on bez problemu zrozumiał. Obydwoje potrzebowali czegoś więcej... Spełnienia, które osiągnięte tylko wspólnie, miało tak wyjątkowy smak.

niedziela, 15 września 2013

4.

Wyszedł z łazienki, ubrany jedynie w bokserki. Wycierał ręcznikiem lekko wilgotne włosy, jednocześnie rozglądając się po pokoju. Ali w nim nie było. Stala na balkonie otulona jedynie puszystym szlafrokiem. Oparta o barierkę, wsłuchana w szum morskich fal podziwiała gwieździste niebo. Zarzucił na siebie hotelowy szlafrok i wyszedł na balkon. Powoli, cichutko podszedł do niej. Położył swoje dłonie na jej biodrach, na co ona lekko zadrżała. Przysunął się jeszcze bliżej niej, opierając swoją twarz na jej ramieniu, wtulając ją w jej włosy. Teraz na jej twarzy pojawił się uśmiech. Bezbłędnie rozpoznała jego dotyk, jego zapach... Przy nim nie musiała się bać.
- Mmm... Popatrz jak tutaj jest pięknie. Niebo całe usłane gwiazdami.
- Mhm... Piękna to Ty jesteś - musnął delikatnie jej szyję.
- Patrz - wskazała na niebo - spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie. Szybko, Maks!
- Nie muszę - odparł z przekonaniem.
- Dlaczego?
- Bo już jesteś moja. - odwrócił ją przodem do siebie, tak, że patrzyli sobie teraz prosto w oczy. Ujął jej delikatną twarz w swoje dłonie, przybliżył się do niej zatapiając się w jej ustach. Oddała pieszczotę, zakładając ręce na jego ramiona. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny, zachłanny... Ręce Maksa stopniowo schodziły na dół, gładząc jej plecy, kiedy zeszły nieco niżej, gwałtownie przerwała pieszczotę i odsunęła się od niego...
- Przepraszam... - opuściła głowę. - Przepraszam Maks...
- Ala - ujął w dłonie jej podbródek unosząc go lekko do góry - Zaufaj mi... - poprosił patrząc prosto w jej oczy.
- Ufam Ci. - odpowiedziała od razu. Widać było, że nadal jest jej trudno. Toczyła walkę ze sobą. Walkę między tym czego pragnęła, a tym, co ją prześladowało. Mimo uczucia jakim darzyła Kellera nie była gotowa na kolejny krok, nie po tym co wydarzyło się ubiegłej nocy. Tak bardzo chciała się przełamać, poczuć bliskość jego ciała, poczuć ciepło na sercu, kiedy ma go tak blisko, móc tak po prostu cieszyć się nim, jednocześnie nie mając przed oczami wydarzeń z tej cholernej nocy. Wiedziała, że Maks jej nie skrzywdzi, ufała mu jak nikomu innemu, ale była w niej ta cholerna blokada, za którą sama się w duchu karciła.
- Kochanie... - widział, że jest jej ciężko, jak walczy ze sobą, znał ją przecież jak nikt inny. - Nie płacz - zauważając gromadzące się w jej oczach łzy, pogładził opuszkiem palca jej policzek. Nie chciał na nią w żaden sposób naciskać, chciał tylko, żeby czuła się bezpieczna, żeby mogła mu zaufać. Przysuwając ją jeszcze bliżej siebie, musnął jej włosy i przytulił. Tak po prostu z całej siły przytulił. Pokazał, że poczeka. Poczeka, aż będzie gotowa. 



"Kobieta powinna być potrzebna mężczyźnie do życia,

a nie tylko do współżycia."

- Maks - podniosła twarz, tak żeby móc spojrzeć mu w oczy - Dziękuję. - wyszeptała, łamiącym się głosem. Naprawdę była mu wdzięczna za to, w jaki sposób się z nią obchodzi, jak ją traktuje, jak wspiera. W jego oczach widziała tyle miłości i tak ogromną chęć zdjęcia z jej serca tych okropnych wspomnień, ukojenia jej bólu... Chciał jej pomóc. Doceniała to... A przy tym był tak wyrozumiały. Zapewnił jej cudowne poczucie, że liczy się przede wszystkim ona. Najważniejsze by to ona czuła się dobrze. Tak bardzo ją kochał, że jego potrzeby schodziły na dalszy plan. Ona była dla niego najważniejsza. Widziała to i w jego oczach i w czynach. Tak bardzo chciałaby mu to jakoś wynagrodzić. Ale w tym momencie nie była jeszcze gotowa.
-... - bez słowa musnął jej usta, po czym wtulił twarz w jej włosy.

"Prawdziwej miłości nie udowadnia się słowami"

Od dłuższego czasu stali na balkonie, wtuleni w siebie, on z głową opartą na jej ramieniu. Milczeli, obserwując gwieździste niebo.
- Opowiesz mi coś o niej? O swojej mamie.
- Mama była... była taka... kochana, ciepła, serdeczna i zawsze, bez względu na okoliczności mogłam na nią liczyć... - opowiadała z uśmiechem na ustach, bardzo często w jej wspomnieniach pojawiała się właśnie mama. Była jej autorytetem. Kiedyś, w przyszłości chciałby być taką matką dla swoich dzieci, jaką była dla niej Marta. Ona mówiła, on słuchał. Z wielkim zaciekawieniem. Skoro Alicja miała zostać jego żoną, chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. Marty niestety nie zdążył poznać, więc chociaż dzięki opowieści Szymańskiej mógł się czegoś dowiedzieć. - A jak wrócimy do Torunia, to pokażę Ci nasze wspólne zdjęcia, chcesz? - przechyliła głowę tak, żeby móc spojrzeć w jego oczy.
- Pewnie, że chcę.
- A wiesz, co? - odwróciła się przodem do niego.
- Hm?
- Spodobałbyś się mamie. Zawsze lubiła takich... opiekuńczych i ładniutkich facetów.
- Jestem ładniutki? - zapytał wyraźnie rozbawiony jej słowami.
- Jesteś! - kiwnęła potakująco głową, z poważną miną. - I jesteś tyyyyyylko mój. - uśmiechnęła się, zarzucając mu ręce na szyję. - Kocham Cię

***

- Wstawaj śpiochu - wyszeptała przysuwając się do śpiącego jeszcze narzeczonego - Maaaaks - musnęła delikatnie jego policzek - Wstaaajeeeemy.

- Mmmm... - przyłożył dłoń do twarzy Alicji gładząc ją delikatnie. - Która godzina?
- Czwarta - oznajmiła - Wstawaj! Idziemy. Maaaks.
- Co?! Alicja! Zwariowałaś?
- Wschód. Ustaliliśmy wczoraj.
- Alaaa! Daj pospać! Zobacz, na balkonie wszystko widać. Nie możesz tam popatrzeć?
- Nie mogę, Maks! - ściągnęła z niego koc, którym był przykryty. - Chcę z Tobą.
- Oj Ala, Ala - wygrzebał się z łóżka - Daj mi 2 minuty. - chwycił leżące na fotelu spodnie i wszedł do łazienki.


***

Siedzieli na piasku, na środku pustej plaży. On nieco z tyłu, ona przed nim, wtulona w jego silne ramiona, z głową opartą na jego torsie.

- Ale przyznaj się. To był najpiękniejszy poranek w Twoim życiu. - wypuściła z dłoni jego ręce, odwracając się delikatnie do niego.
- W życiu nie. - odpowiedział uśmiechając się zadziornie.
- Znaczy tak czy nie? - uniosła brwi do góry
- Tak. - kiwnął głową.
- A dziękuję bardzo. - posłała mu promienny uśmiech i odwróciła się ponownie w stronę morza.
- ... - próbował się nie roześmiać. Kochał sposób w jaki z nim rozmawiała. Żartobliwy i taki kochany. I uśmiechała się zawsze tak promiennie. - Wracamy już?
- Zostańmy chwilę.
- Chwilę?
- ... - demonstracyjnie kiwnęła głową - Chwileczkę. - ponownie oparła głowę o jego tors jednocześnie splatając jego palce ze swoimi. Z pięknymi uśmiechami na twarzach przez kolejne kilkanaście minut podziwiali wschodzące nad taflą morskiej wody słońce.


"Miłość Twa schronieniem mym 

Twój dotyk, ciepło serca,
bliskość Twa ukoi lek 
To Twój wzrok jak promień słońca
topi mój ból, rozprasza mrok.

Cały mój świat w Twoich ramionach, 
otulasz mnie miłością swą,
Cały mój świat w Twoich ramionach, 
przygarniasz mnie czułością swą.

Bezpieczna by, tak tulisz mnie,
w Twych słowach życia jest powiew,
bliskość Twa ukoi lęk .
Czuje Twój wzrok jak promień słońca
topi mój ból, rozprasza mrok.

Cały mój świat w Twoich ramionach, 
otulasz mnie miłością swą,
Cały mój świat w Twoich ramionach, 
przygarniasz mnie czułością swą."

piątek, 13 września 2013

3.

- Jeszcze moment, zaufaj mi. - wyszeptał, wyciągając z kieszeni apaszkę i zasłaniając jej oczy. 
- Chodź, powoli...
- Maaks, zwariowałeś?! - roześmiała się, stawiając krok za krokiem.
- Zwariowałem! Z miłości - musnął jej policzek. - Uwaga, schodek. - podtrzymując ją za ręce, pomógł wejść na stopień. - I jeszcze jeden... I kolejny... I ostatni. A teraz - dodał po chwili - Ostrożnie, usiądź.
- ... - bez słowa, z wielkim uśmiechem na ustach podążała za nim, poddając się jego wskazówkom.

"Z kimś, z kimś takim jak Ty 
Na koniec świata mogę iść 

Na koniec 
Na koniec 
Mogę iść" 

- Poczekaj chwilkę. I nie podglądaj! - dodał zauważając, że chce zdjąć apaszkę. - Ala! Ja wszystko widzę! - roześmiał się, ruszając w stronę recepcji.
- No dooobra, już. - położyła dłonie na kolanach, czekając aż Maks wróci.
- Możemy iść - wrócił po kilku minutach i podając jej rękę, pomógł jej wstać. - Schody czy winda? - zapytał rozbawiony.
- Maks! Litości! Winda!
- A więc winda... - kiedy tylko drzwi windy się zamknęły przyciągnął Szymańską do siebie - Wiesz, że jesteśmy tutaj sami?
- Taak? - zapytała, przygryzając dolną wargę - I co my teraz zrobimy?
- No właśnie nie wiem. - roześmiał się, a następnie zamknął jej usta delikatnym pocałunkiem.
- Mmmm - odsunęła się od niego, czując, że winda się zatrzymuje - Maks... Wysiadamy.
- Wysiadamy. I jesteśmy - zatrzymał się powodując tym, że i ona stanęła. Puścił jej rękę i wyciągając klucz z kieszeni, otworzył drzwi - Chodź - ponownie zaplótł swoją dłoń z jej dłonią i powoli wprowadził do pokoju, zamykając za sobą drzwi - Jeszcze nie. Ala! - zauważając, że chce zdjąć apaszkę, złapał ją za ręce.
- Alee Maks!
- Chodź - obejmując ją ramieniem, wyprowadził na sporej wielkości balkon.
- Już?
- Już -stojąc za nią powoli rozwiązał apaszkę, która stopniowo odsłaniała jej oczy. - Nie podoba Ci się? - zapytał kiedy przez dłuższą chwile milczała.
- Żartujesz? Tutaj jest piękne. - przeniosła na niego swoje iskrzące się ze wzruszenia spojrzenie.
- Chodź tutaj do mnie. - odwrócił ją tyłem do siebie, wtulając się w jej plecy, opierając głowę na jej ramieniu. Chwyciła jego dłonie, splatając je ze swoimi. Milczeli. Słowa w takim momencie były im zupełnie zbędne. Cieszyli się swoją obecnością podziwiając piękny, morski krajobraz.
- Idziemy? - przerwał panującą ciszę, jednocześnie przenosząc wzrok na szumiące kilka metrów dalej morze.
- Idziemy!


Trzymając się za ręce spacerowali brzegiem morza. Chłodna woda obmywała im stopy, delikatny powiew wiatru rozwiewał jej włosy. Co chwila zerkali na siebie, wymieniając się przy tym pięknymi uśmiechami.
- Ostatni raz byłam nad morzem jeszcze jako mała dziewczynka. Przyjechałyśmy z mamą, w odwiedzimy do ciotki Wandy, do Gdańska. Miałam wtedy jakieś 10 lat? Codziennie przychodziłyśmy z mamą na plażę, budowałyśmy zamki z piasku, przeskakiwałyśmy przez fale, zawsze się świetnie razem bawiłyśmy - oparła głowę na jego ramieniu. - Tęsknię za nią. - przymknęła powieki, pod którymi zaczęły gromadzić się pojedyncze łzy. Nie chciała, żeby je zauważył. - Wracamy? - przystanęła, powodując, że i on się zatrzymał - Zjadłabym coś.
- Mhm... W sumie nie jedliśmy jeszcze obiadu. Na co masz ochotę?
- Hmm... Rybka?
- Rybka, oczywiście. A... co potem?
- Nic? Posiedzimy? Tak po prostu?

*** 

- Dziwna ta moja rybka, taka... mdła.
- Mmm, a moja pyszna!
- Daj spróbować - nabrał swoim widelcem kawałeczek rybki z jej talerza.
- Ejj! - złapała go za rękę - Masz swoje!
- Moje jest niedobre, Ala...
- Sam wybierałeś a poza tym... - przerwała, słysząc dobiegający ze swojej torby dźwięk telefonu - To pewnie tata. Obiecałam, że zadzwonię jak dojedziemy - puściła dłoń Maksa, a on wykorzystując okazję, spróbował jej danie - Halo? Tak, dojechaliśmy. Godzinę? Wieem miałam zadzwonić, przepraszam. Będziemy uważać, pa!
- Leon?
- Mhm, zupełnie zapomniałam do niego zadzwonić. Ej! Jadłeś moja rybkę! - oburzyła się.
- Nieprawda. - śmiejąc się pokręcił głową.
- Jadłeś!
- Wcale nie.
- Przecież widzę. Zjadłeś mi pół porcji!
- Jakie pół! Tylko spróbowałem!
- I tu Cie mam! - klasnęła w dłonie. - Za karę jutro idziemy na wschód słońca.
- Ala tylko nie to! Proszę!
- Idziemy. Wieczorem wracamy do Torunia, innej okazji nie będzie. Postanowione.
- Jesteś nieznośna.
- Wiem. Wracamy do pokoju?
- Wracamy.


"Właściwa osoba u Twojego boku potrafi sprawić, 
że na świat spoglądasz radośniej."

sobota, 7 września 2013

2.

Kochani!
Chciałabym Wam bardzo, bardzo podziękować za wszystkie komentarze, za tyle miłych słów na temat tego co tworzę. Nie sądziłam, że moje wypociny się komuś spodobają [w zasadzie nadal ciężko mi w to uwierzyć] dlatego cieszy mnie to niesamowicie. Dziękuję Wam też za ponad 1000 wyświetleń.
Świadomość tego, że jest ktoś, komu podoba się to, co tworzę jest niesamowicie budująca. Dziękuję :*

Pozdrawiam i zapraszam na kolejną część :)
Mam nadzieję, że się spodoba.

***

"Człowiek jest jak ocean, spokojny i opanowany
dopóki niezależne od niego czynniki nie wzbudzą w nim fali gniewu."

Wyszedł z mieszkania z zamiarem pojechania do Gustawa, jednak zanim tam pojechał musiał sobie to wszystko jeszcze raz, dokładnie przemyśleć. Nie chciał zrobić czegoś, czego później mógłby żałować. Usiadł na jednej z ławeczek, próbując zebrać myśli. Był wściekły. Wiedział, że Alicja mówi prawdę. Nie wątpił w ani jedno jej słowo. Jej reakcja - to roztrzęsienie, płacz, strach - nie było bez powodu. Gustaw, jego ojciec... Skrzywdził najważniejszą kobietę w jego życiu. I choć nie potrafił tego zrozumieć, wyobrazić sobie tego, bo to ojciec, nienawidził go za to. Wiedział, że w przypływie chwili byłby w stanie rzucić się na niego z pięściami. Ale musiał opanować emocje... Przecież nie mógł tego zrobić. Nie mógł tego zrobić Ali, obiecał jej, że nie zrobi nic głupiego. Przymykając na chwilę oczy ułożył sobie wszystko i obiecując sobie, że będzie opanowany, że nie da się sprowokować ruszył w kierunku hotelu.
- Maks, synku - Krystyna serdecznym tonem głosu powitała Maksa
- Hej - muskając policzek matki rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ojca - Gdzie jest...
- W łazience. - odpowiedziała, zanim zdążył dokończyć pytanie. Doskonale wiedziała po co przyszedł. - Usiądź - poprosiła wskazując jeden z foteli stojących tuż przy niewielkim stoliczku.
- ... - zanim zdążył odpowiedzieć do pomieszczenia wszedł Gustaw. - Jak mogłeś jej to zrobić! - wykrzyczał mu prosto w oczy
- Słuchaj Maks! Ja na to nie pozwolę! Nie pozwolę żeby jakaś... gówniara...
- T... - zawahał się przez chwilę, wypowiedzenie tego słowa stało się dla niego tak cholernie trudne - tato!
- Ojciec ma rację - dodała Krystyna. - Zachowała się okropnie.
- Idę do łazienki - Gustaw patrząc na Krystynę zaczął swoje tłumaczenia - słyszę krzyk, no to wchodzę! Każdy by to zrobił, prawda? Jestem w końcu lekarzem. Słyszę krzyk to wchodzę! To normalne! A ta wariatka... Ta wariatka rzuca się na mnie z pazurami!
- Dosyć tego! - przerwał, nie mogąc dłużej słuchać kłamstw ojca - Nie pozwolę, żebyś przy mnie obrażał moją narzeczoną. Jak mogłeś jej to zrobić, co?! Jak mogłeś mi to zrobić?! Nienawidzę cię!
- Maks! Ta wariatka mało mi oczu nie wydrapała! - odwrócił się w stronę syna.
- I miała rację! Nie chcę Cię znać! Wszystko zniszczyłeś! - wykrzyczał mu prosto w oczy i trzaskając drzwiami wyszedł z pokoju hotelowego, w którym się zatrzymali.
Z każdym krokiem jego plus wracał do normy, oddech stawał się bardziej miarowy. Im dalej znajdował się od niego, od swojego ojca stawał się spokojniejszy.


Wykonał kilka telefonów, wstąpił do kilku sklepów i godzinę później był już w domu.
- Jestem. - podszedł do siedzącej na kanapie Ali i delikatnie musnął jej usta.
- Maks? - przyjrzała mu się uważnie.
- Nie patrz tak, nie zrobiłem nic głupiego. Obiecałem, tak?
- Mhm. Przytul mnie. - poprosiła.
- Choodź - usiadł tuż koło niej, wtulając ją w swoje ramiona. - Mam dla Ciebie niespodziankę. - odezwał się po chwili uśmiechając się tajemniczo.
- Jaką - odsunęła się spoglądając prosto w jego oczy.
- ...
- Maaks! - szturchnęła go łokciem w bok.
- Mamy dziś wolne. I jutro też. I zabieram Cię na wycieczkę.
- Ale, Maks!
- Nie ma żadnego "ale". Wrzucę do torby kilka rzeczy i jedziemy do Sylwii po coś dla Ciebie. - wszedł do sypialni i wyciągając z szafy torbę podróżną, wpakował w nią kilka ubrań. Następnie udał się do łazienki zabierając z niej najpotrzebniejsze kosmetyki, które również wrzucił do torby. - Możemy jechać. - odezwał się wracając do salonu. - Chooodź. Ala...
- Idę przecież. Maks? A zajedziemy najpierw do taty? Zostawiłam tam torebkę. Tam mam wszystko - dokumenty, klucze, telefon...
- Zajedziemy, ale też chodź już - pociągnął ją w stronę wyjścia. - Jeśli się pospieszymy to najpóźniej na 15 będziemy na miejscu. - Ala, proszę Cię chodź.

***

W ciągu niespełna godziny dotarli do Sylwii. Do drodze wstąpili do Leona - nie było ani jego, ani Beaty. Dlatego tylko zabrali torebkę Ali i pojechali na Łazienną.
- Sylwia? Jesteś? - odezwała się, kiedy przekroczyli próg mieszkania.
- Chyba ma dyżur - odezwał się, zamykając jednocześnie drzwi.
- Na to wygląda. - odparła, zaglądając do kuchni.
- No to idziemy Cię pakować. - pociągnął ją w stronę sypialni - Albo nie - zatrzymał się - Ty siadaj, a ja się wszystkim zajmę.
- Ale Maaaks - roześmiała się po raz pierwszy od rana - Ja muszę sama.
- Nooo dobra, ale pamiętaj, że jutro na wieczór wracamy. Nie bierz całej szafy.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. A powiesz mi chociaż gdzie jedziemy? - uniosła brwi do góry
- Powiedziałbym Ci, ale wtedy nici z niespodzianki. - uśmiechnął się, tak, jak uśmiechał się tylko do niej.
- To jak ja mam się spakować? Hmm?
- Proste. Weź - podszedł do szafy i wyciągnął z niej kilka rzeczy - To.
- Nie lubię tego - wzięła od niego swoją sukienkę i schowała ją do szafy. - To będzie lepsze. - Wyjęła długą, sięgającą kostek spódnicę i schowała ją do torby.
- To! - wyjął z powrotem schowaną przez Alę sukienkę
- To!
- To. No dobra. - dodał po chwili, stwierdzając, że z nią nie wygra.
- .... - uśmiechnęła się z satysfakcją - Jeszcze tylko kosmetyki i gotowe?
- Chyba tak. - podszedł do niej, położył dłonie na jej biodrach, po czym zatopił się w jej ustach. - Kocham Cię, wiesz?
- Ja Ciebie też kocham. - przysunęła się bliżej niego i oparła głowę o jego tors. - Pójdę spakować te kosmetyki - dodała po chwili, odsuwając się od niego na minimalną odległość.
- Idź. Ale szybko!
- Już. Widzisz jak się staram - wróciła po kilku minutach trzymając w dłoniach sporej wielkości kosmetyczkę.
- Właśnie widzę. - wybuchnął śmiechem - Co to ma być? Ala jutro wracamy. Po co Ci to wszystko?
- To jest minimum. Zrezygnowałam z kilku rzeczy. Doceń to. - mówiła rozbawiona.
- Doceniam - roześmiał się. - Daj, wrzucę to do torby i możemy jechać, tak?
- No nie zupełnie.
- Alaaa! Co jeszcze?!
- Buty. Dwie pary. No co? Doobra. Jedna para. - zmieniła zdanie widząc jego zniecierpliwione spojrzenie.
- Wszystko? - upewnił się, kiedy wrzuciła do torby buty.
- Mhm - kiwnęła głową. - Idziemy, tak?
- Tak. - w jedną rękę wziął leżącą na łóżku torbę, a drugą dłonią chwycił dłoń Szymańskiej prowadząc ją do wyjścia.

***

Minęła już prawie godzina od kiedy wyjechali z Torunia. Przez cały ten czas Ala próbowała wyciągnąć od Maksa dokąd jada. Próbowała różnych sposobów, jednak żaden nie okazał się skuteczny.
- Alaa! Zostaw! - rozbawiony spojrzał na Szymańską, która zaczęła majstrować przy nawigacji.
- Tylko poprawiam. - zawiedziona odsunęła dłonie od urządzenia
- Wariatka - odparł rozbawiony.
- Twoja wariatka. - dodała również się śmiejąc. - A... - odezwała się po chwili - Daleko jeszcze?
- Kochanie, dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Teraz - spojrzał na nią - powinnaś się zdrzemnąć. Obudzę Cię jak będziemy na miejscu.
- Nie chce mi się spać - skrzyżowała dłonie udając obrażoną - Chcę wiedzieć gdzie jedziemy.
- ... - spojrzał na nią kątem oka wybuchając śmiechem - Dowiesz się za godzinkę. Jeśli nie będzie korków.
- Ale Maaaaks...
- Co Maks? Co Maks? Śpij. Pół nocy nie spałaś. - zdejmując dłoń z kierownicy położył ją na jej kolanie, gładząc je delikatnie - Spróbuj zasnąć.
- No dooobra - przewróciła oczami. - Spróbuję.
- Grzeczna dziewczynka - uśmiechnął się z satysfakcją i przenosząc wzrok na drogę skupił się na prowadzeniu auta. Kiedy przez dłuższą chwilę nie usłyszał kolejnego pytania Ali - "Daleko jeszcze?" przeniósł na nią swój wzrok. Spała. I wyglądała przy tym tak uroczo. Zwolnił i sięgając ręką na tylne siedzenie wyciągnął z niego swoją bluzę. Cały czas obserwując drogę nakrył ją delikatnie. Przez całą dalsza drogę co chwila zerkał na nią katem oka. Już byli prawie pod pensjonatem, kiedy dostrzegł malujący się na jej twarzy grymas bólu.
- Zostaw mnie! - poderwała się nagle. Była taka przerażona.
- Kochanie - zwalniając nieco, położył dłoń na jej kolanie - Już dobrze. - mówił do niej tak delikatnie, spokojnie jednocześnie cały czas obserwując drogę. - Jestem przy tobie.
- Zatrzymamy się na chwilę? - poprosiła próbując się uspokoić.
- Właściwie to już jesteśmy na miejscu. - zatrzymał się pod niewielkim pensjonatem. - Poczekaj - dodał wysiadając z auta. Okrążył auto i otworzył drzwi od jej strony . - Chodź tu do mnie. - wyciągnął dłoń w jej stronę, pomagając jej wyjść.
- ... - wtuliła się w jego ramiona, płakała.
- Ciii... Kochanie - gładził jej plecy, a jego koszula coraz bardziej przemakała jej łzami. - Już dobrze.
- Maks - odsunęła się od niego po chwili, ścierając łzy z policzków. - Już mi lepiej. - uśmiechnęła się nikle - Gdzie my jesteśmy? - zapytała, rozglądając się po okolicy.

"Więc proszę Cię blisko bądź 
Kochaj mnie, trwaj przy mnie bo 
Wokół wzburzone morze 
Tylko Twoja dłoń.. stały ląd."

środa, 4 września 2013

1.

Już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad stworzeniem tego miejsca, nad napisaniem nowego opowiadania. Moja Kochana Karolcia dłuuugo mnie do tego namawiała, ale ja czekałam na odpowiedni moment, czekałam, aż to poczuję. I teraz nadszedł ten moment - patrząc na to, co dzieje się w serialu stwierdziłam, że potrzebuję się wyżyć i napisać coś po swojemu, tak jak to sobie wymarzyłam. Usiadłam i zaczęłam pisać. 
Część trochę wzięta z serialu, ale tego mi było trzeba, o.
No nic, zapraszam do czytania.

I jeszcze jedno, Kocham Cię Mała! :* ♥

***

Właśnie wracał z sali operacyjnej, zmęczony, ale mimo to uśmiech nie schodził mu z twarzy. Myślał o tym, ze za niespełna pól godziny będzie przy niej – przy Ali. Będzie mógł położyć się tuż obok niej, wtulić się w jej ciało, poczuć jej zapach, delikatność jej dotyku, słodycz jej ust. Jak wychodził, obiecała, że na niego zaczeka. Ta noc miała należeć tylko do nich.
- Hej, co ty tu robisz? - wchodząc do pokoju lekarskiego zobaczył, że siedzi na kanapie. Od razu zareagowała na jego głos, wyrwana jakby z zamyślenia przeniosła na niego swoje spojrzenie. Dopiero kiedy podszedł bliżej, zobaczył w jakim jest stanie. Cala drżała, płakała. Kiedy usiadł, od razu wtuliła się w jego ramiona, wybuchając jeszcze większym płaczem. Była taka przerażona, roztrzęsiona. - Co się stało? Ej, słyszysz! Alicja!
- ... - nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. To co się wydarzyło, było tak cholernie trudne, bolesne.
- Alicja! - widząc ją w takim stanie, w środku nocy, tutaj w szpitalu, nie wiedział co ma myśleć. Był przerażony. Tym bardziej, że Ala nic nie mówiła, płakała wtulona w jego ramiona - Alicja! Co się stało? - z coraz większym przerażeniem spoglądał na roztrzęsioną kobietę - Proszę cię, powiedz mi co się stało!
- Ne wiem jak ci to powiedzieć... - odezwała się w końcu.
- Alicja - odsunął ją od siebie, spoglądając w jej zapłakane, przerażone oczy - Proszę cię, coś z Leonem?
- Nie... nie - mówiła z takim trudem, widać było, że to wszystko jest dla niej cholernie trudne - Twój ojciec... - na samo wspomnienie tego człowieka zadrżała.
- Coś się stało z moim ojcem?
- Nie... twój ojciec wpakował mi się do łóżka - wydusiła w końcu z siebie, ponownie wtulając się w jego silne ramiona, chciała poczuć się bezpiecznie.

"I nagle tak bardzo zapragnęłam kogoś, kto mi powie: 
"Nie pozwolę Cię skrzywdzić"."

- Słucham!? - jakby nie dowierzając w to, co dopiero usłyszał, odsunął ją od siebie.
- Próbował mnie zgwałcić - wykrzyczała jednym tchem, ponownie zanosząc się płaczem.
- ... - bez słowa zamknął ja w swoich ramionach, muskając jej włosy. To co dopiero usłyszał wstrząsnęło nim, zburzyło jego życie. Przez chwilę nie wiedział co myśleć. Z jednej strony Ojciec, człowiek którego znal od zawsze, któremu, ufał. Był jego ideałem. A z drugiej Ala, kobieta, której nie znał długo, ale którą naprawdę pokochał, z którą wiązał plany na przyszłość. Jej też ufał bezgranicznie. Zanim doprowadził swoje myśli do ładu, minęła dłuższa chwila. Nie wiedział co tak naprawdę się tam działo, ale też nie miał żadnych wątpliwości, że Ala mówi prawdę. Bez powodu nie jechałaby tutaj w środku nocy, nie w takim stanie. Zresztą po co miałaby kłamać?
- Maks - wyszeptała i odsunęła się od niego, kiedy przez dłuższą chwilę się nie odezwał - Zawieź mnie do Sylwii – poprosiła, próbując się uspokoić.
- Ala...
- Proszę cię - nie pozwoliła mu dokończyć. Widziała, że toczy walkę ze swoimi myślami. Że nie do końca jej uwierzył. Z jednej strony nie powinna mu się dziwić, w końcu to jego ojciec. Człowiek, który go wychowywał, był jego ideałem. Ale ona była jego narzeczoną, kochał ją i to ona powinna być dla niego najważniejsza, to jej powinien ufać.
- Pojedziemy do mnie, do nas. Nie zostawię cię teraz samej. Ala, kochanie - chwycił jej twarz w swoje dłonie, ścierając opuszkami palców łzy, spływające po mokrych od płaczu policzkach.
- Maaks – chwyciła jego dłonie w swoje drżące dłonie i zdjęła je ze swojej twarzy – Widzę jakie to dla Ciebie trudne. Zawieź mnie do Sylwii, proszę.
- Ala, masz rację, to wszystko jest trudne - mówił patrząc jej w oczy – Trudno mi w to uwierzyć, to mój ojciec, ale... Ala, Kocham Cię i ufam Ci. I obiecuję Ci, że... że nikt więcej Cię nie skrzywdzi. Nikt! - powtórzył zdecydowanym tonem głosu - Ani on, ani nikt inny. Nie pozwolę na to. Ze mną jesteś bezpieczna.
- ... - nie powiedziała nic. Wtuliła się w jego ramiona, tak bardzo bała się jego reakcji na to, co się wydarzyło. Bała się, że jej nie uwierzy. A on zachował się tak jak powinien, uwierzył jej i obiecał, że nie pozwoli jej skrzywdzić. To jej wystarczyło, tymi kilkoma zdaniami pokazał jej, jak bardzo ją kocha, jak jej ufa. To sprawiło, że po raz pierwszy od tamtej chwili poczuła się bezpieczna, tak naprawdę bezpieczna.
Keller zostawiając Alę na chwilę w pomieszczeniu, poszedł się przebrać. Po niespełna 5 minutach był z powrotem i chwytając jej dłoń zabrał ją do auta. Przez całą drogę do domu żadne z nich się nie odezwało. Dopiero, kiedy przekroczyli próg mieszkania, Maks przerwał panującą między nimi ciszę.
- To teraz - wszedł do sypialni i wyciągając z szafy swoją koszulkę podał ją Ali - idziesz do łazienki. A ja w tym czasie... Albo nie - rozmyślił się - ja pójdę z tobą. - uśmiechnął się delikatnie prowadząc Alę do łazienki. Szybko uporali się z wieczorną toaletą i chwilę później leżeli w łóżku.
- Dziękuję - odezwała się po chwili, jeszcze bardziej wtulając głowę w jego nagi tors.
- Za co? - zapytał, nie przestając gładzić jej pleców.
- Za to, że jesteś, że nie zwątpiłeś.
- Kocham Cię i nie mógłbym inaczej. Ale teraz śpij. Jutro czeka nas ciężki dyżur. - musnął jej włosy, zaplatając jednocześnie swoje palce w jej dłoni. Dobranoc.
- Kocham Cię. Dobranoc.

"Miłość jest pięk­na tyl­ko wte­dy, 
gdy obie stro­ny mają do siebie zaufa­nie i są w sta­nie 
dać sobie nawza­jem poczu­cie bezpieczeństwa."

***

Przez całą noc nie mógł spać, ciągle myślał o tym, co się wydarzyło, więc jakże okrutny wydał się być dźwięk budzika, oznajmiającego, że czas wstać. Najszybciej jak się dało wyłączył urządzenie i ponownie wtulił się w ramiona ukochanej.
- Ala, kochanie - szeptał czule, składając delikatne pocałunki na jej szyi.
- ... - czując jego dotyk, poderwała się gwałtownie, wróciły wspomnienia sprzed kilku godzin. - Zostaw! - krzyknęła - Maks? Przepraszam...
- Alaa - widząc gromadzące się w jej oczach zły, zrozumiał, że swoim zachowaniem zamiast jej pomóc, powodował, że wszystko do niej wracało. - To ja przepraszam. Musimy wstawać. Zrobię nam coś na śniadanie. Jajecznica?
- Nie jestem głodna.
- Alicja, musisz jeść. Jajecznica czy tosty?
- Tosty? I kawa, mocna kawa.
- Nie wstawaj! Zaraz przyniosę wszystko do sypialni.
- Mhm... - usiadła na łóżku, podciągając kolana pod brodę, jednocześnie naciągając na nie koszulę, którą miała na sobie. Zatrzymując wzrok gdzieś w martwym punkcie zamknęła się w świecie swoich myśli.
- Jestem - wszedł do sypialni z tacą, na której ustawił ciepłe tosty i gorącą kawę - Powinnaś wziąć sobie wolne - dodał, zauważając jej nieobecne spojrzenie - Zadzwonię do Ordy, na pewno się zgodzi na zmianę dyżurów.
- Nie chcę. Praca to praca. - mówiła, patrząc nadal w tym samym kierunku.
- Odpuść sobie, Ala - położył swoją dłoń na jej dłoni - Proszę.
- Przecież wiesz, że nie odpuszczam.
- Wiem, ale czasem powinnaś. Jedz teraz, bo wystygnie.
- A Ty? - spojrzała na niego, biorąc tosta w dłonie.
- Ja zjem potem. Muszę teraz gdzieś wyjść.
- Idziesz do niego? - zapytała, jednak nie uzyskała odpowiedzi. - Maks!
- Nie denerwuj się. Tak, idę do niego. Nie mogę przecież tego tak zostawić. Jedz, proszę. I obiecaj, że zaczekasz tutaj na mnie.
- Obiecuję. A Ty obiecaj, że... że nie zrobisz nic głupiego.
- Obiecuję. Pa! - muskając przelotnie jej policzek wyszedł z sypialni, a po chwili dało się słyszeć zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza.
Kiedy została sama znowu rozpoczęła się jej walka ze sobą. Tak bardzo starała się o tym nie myśleć, ale za każdym razem, kiedy była sama wszystko wracało ze zdwojoną siłą. Gdyby Maks jej nie uwierzył, gdyby stanął po stronie swojego ojca, nie widziałaby przyszłości dla ich związku, nie było by ich, nie byłoby jej.
Zjadła przygotowane przez Kellera śniadanie. Najchętniej poszyłaby teraz biegać, tak robiła zawsze kiedy miała jakiś problem, wtedy o niczym nie myślała, po prostu biegła przed siebie. Teraz nie miała tutaj nic, poza sukienką i bluzą Leona, więc bieganie odpadało. Musiała więc zająć się tym co miała. Odkurzanie, ścieranie kurzy to zdawało się być najlepszym rozwiązaniem.